Ostatnie śniadanie z naszymi gospodarzami w Edirne. Potem Zekeriya odwiózł nas na wylotówkę w stronę tego, co miało nas spotkać. Na pożegnanie miły prezent - Zekeriya wziął flet i zagrał specjalnie dla nas. Należy tu napisać o tym, że bardzo bardzo miło było poznać Zekeriyę, jego żonę Semrę i dwójkę dzieci i jesteśmy bardzo wdzięczni, że tacy ludzie są na naszej Drodze.
Jeden stop do granicy z przyjemnym panem. Przejście tej długiej granicy pieszo i już w Bułgarii. Och... jak szkoda było nam stąd wychodzić... Naprawdę! Ostatnie spojrzenie na meczet i zabrał nas Vasil z Bułgarii na niedługi odcinek. Potem jeszcze ze dwa krótkie stopy i Polak! Który najpierw się nam nie zatrzymał, ale po pewnym czasie wyminęliśmy go innym samochodem, gdy On zatrzymał się na poboczu. Więc również stanęliśmy i Maciek pobiegł do niego z pytaniem czy jedzie do Polski i czy nas zabierze. Kierowca przywitał go słowami (cyt.): "A co k...a, jesteście z Polski?" ...
Przesiadka do niego i w stronę Polski!