Około północy byliśmy w Edirne. Przyjechał po nas Zekeriya (host z HC). Pożegnanie z sympatycznym kierowcą TIR-a i do domku. Prysznic i spać.
Dzisiaj zapoznaliśmy się z całą, przesympatyczną rodzinką Zekeriyi. On jest doktorem. Dodatkowo pomaga rodzinom cygańskim - rozwożąc miedzy innymi jedzenie i potrzebne rzeczy. Dziś mieliśmy okazję znaleźć się w cygańskiej dzielnicy i odwiedzić kilka rodzin. Potem spacer po mieście, po bazarach, zwiedzanie meczetów i muzeum. W większości Pinar z Istambułu , znajoma Zekerii, która akurat z rodziną gościła też u Niego, oprowadzała nas po ciekawych miejscach i opowiedziała kilka ciekawych historii. Po południu zostaliśmy z Maciejem sami na mieście. I uczestniczyliśmy (biernie) w modlitwach w meczecie. Ja wbrew obowiązującym regułom siedziałam w miejscu, gdzie kobiety nie mogą przebywać w trakcie modlitw, ale nikt mnie nie wygonił. W meczecie - wręcz przeciwnie - spotkaliśmy się z sympatią muzułmanów.
Teraz jesteśmy w domku i kończymy już ten liścik. Edirne jest 15 km od granicy z Bułgarią i tylko 7 km od Grecji. W poniedziałek rano ruszamy już w stronę Polski.
Ktoś kiedyś się nas zapytał, co jemy. Przede wszystkim owoce. Zajadamy się tutaj arbuzami, różnego rodzaju melonami, figami, winogronami... Odkryliśmy też proste, wegetariańskie dania tureckie, takie jak np. pyszna pasta z bakłażana. Poza tym to czym poczęstują nas gospodarze. Np. w tej chwili jemy ciemne, świeże figi i wyjątkowo duże ciemne winogrona.