Nadal jesteśmy w pięknej Kapadocji. Każdego dnia kiedy się budzimy - rodzimy się jakby na nowo. To przepiękne miejsce nie daje się znudzić, choć już widzieliśmy tyle form to każda z nich jest inna i ma jakby własnego ducha...
Ostatnie dwa dni wędrowaliśmy z jednym plecakiem (niosąc go na zmianę). Zalewając się potem, wdrapaliśmy się na wysoką górę, która jest bardzo długa, nie ma tzw. szczytu, lecz jest cała płaska. Wczoraj rano byliśmy na niej jedynymi ludźmi! Niesamowite uczucie!
Noc spędziliśmy w jednej z grot-domów, których jest tutaj niezliczona liczba i w każdej z nich może być nasz domek na noc lub dwie :) Jeśli tu kiedyś będziecie to polecamy taki sposób nocowania. To bardzo mile, romantyczne chwile.
I znów obudziliśmy się około 6.00 rano, a dokładnie obudził nas huk gorącego powietrza... balonów... przelatujących niedaleko nas... jeden z nich był tak blisko, że zdążyliśmy jeszcze wymienić pozdrowienia z jego pasażerami :) Pięknie wyglądają kolorowe balony nad nieziemskimi formami skał...
Ugotowaliśmy śniadanko i w drogę... do podziemnego miasta.