Po 10.30 rano wyszliśmy z mieszkanka. Na stacji Oriente zdążyliśmy jeszcze odebrać e-maile i pojechaliśmy do Vila Franca, skąd przyjechaliśmy 10 dni wcześniej :)
Słonko grzało niesamowicie. Postaliśmy z jakąś godzinkę bezskutecznie. Chwila przerwy na arbuza i znów stanęliśmy, z tym że trochę dalej, tuż przed wjazdem na autostradę. Nawet nie pamiętamy ile tam staliśmy, chyba przeszło godzinę. Padaliśmy juz ze zmęczenia, stając na zmianę, cienia już nie mieliśmy. I już chcieliśmy zrobić sobie sjestę, gdy zatrzymał się pewien starszy sympatyczny pan i zabrał nas kilkadziesiąt kilometrów dalej. Dojechaliśmy na autostradę, na którąś ze stacji.
Kolejny pan, Portugalczyk zgodził się dowieźć nas ciężarówką pod samą granicę z Hiszpanią. Gdy dojechaliśmy Słońce już chyliło się ku Zachodowi. Znaleźliśmy sympatyczne miejsce na namiot, na takim małym wzgórzu wśród krzewów. A na kolację oczywiście spaghetti :)
Żegnaj Portugalio...