Godzinę temu, czyli o 8.00 pożegnaliśmy sie juz z Javierem. On poszedł do pracy, a my zaraz wychodzimy na wylotówkę.
Kierunek - Portugalia.
Pomimo, że w Sevilli mieliśmy umówionego hosta i bardzo chciałam zobaczyć to miasto i Andaluzję, zdecydowaliśmy się na zmianę trasy, ze względu na tak morderczą jazdę stopem po Hiszpanii. No cóż, może następnym razem.
A w Portugalii, w miasteczku koło Lizbony ma na nas czekać pewna Pani z HC.
***
Gdy wyszliśmy z domu Javiera w Ciudad Real, po pół godzinie stanęliśmy na wylotówce. Po niezbyt długim czasie zabrał nas jeden pan do jakiegoś miasteczka oddalonego ok 20 km. A potem zrobiło się ciężko... i naprawdę baaardzooo gorąco...
Droga, którą zamierzaliśmy przejechać prowadzi przez najmniej zaludniony i najbiedniejszy region Hiszpanii, za La Manchą zaczęła się Estremadura. W miesiącach letnich nie ma tam opadów. Nie ma też już winorośli, a na drodze długości ok 300 km są 2 małe miasteczka... Wokół pola, drzewa, wzgórza. Pusto, czasem tylko owce, kozy lub jakieś dzikie zwierzęta. W ten miniony piątek przejechaliśmy zaledwie 100 km. Utknęliśmy pod wieczór w opuszczonym przez ludzi miejscu. Brak wody, gorąco, pusto... Pomimo, że sporo aut jedzie tą drogą w kierunku granicy z Portugalią, nic nie chce się zatrzymać...
W końcu poszliśmy szukać miejsca no nocleg, znaleźliśmy wodę, umyliśmy się i na noc rozbiliśmy namiot w pięknym miejscu, i przy świetle Księżyca zasnęliśmy.