Rankiem idziemy dalej i co się okazuje, że poszliśmy nie tą drogą... choć znaki tak wskazywały. W sumie musieliśmy zrobić niezłe kółko wokół miasta. Jakieś 5-7 km niepotrzebnie. Była po prostu inna, krótsza droga.
Cóż... gdy już w końcu jesteśmy na właściwej drodze to nie za bardzo jest gdzie stanąć. Więc idziemy dalej.
A gdy znajdujemy odpowiednie miejsce, ze zjazdem dla samochodów, to obok... domu publicznego. Długo tam nie stoimy, nie czujemy się w tym miejscu komfortowo. No i idziemy dalej.
Znowu 2-3 km.
Ogarnia nas coraz większe zmęczenie, skończyła sie nam woda, wszystkie domki działkowe po drodze pozamykane. Coraz mocniej dopieka słońce.
Po kolejnych kilometrach z jednego domu dostajemy wodę do picia. Chwilę stajemy na drodze - pomimo braku zjazdu. Jest koło 15.00 gdy stwierdzam, że idę na sjestę. Pod starym drzewem orzechowym, które samotnie stoi na wyschniętej, spękanej, czerwonej ziemi ucinamy sobie ok. 2 godzinną drzemkę.
Po 18.00 znów stajemy na drodze, na której aut malutko. Dopiero po około pół godzinie nasz pierwszy dzisiejszy stop!! Co za radość!!
Z sympatyczną parą Hiszpanów, podróżników, wygodnym autem turystycznym jedziemy do Utiel (zmieniliśmy trochę trasę, nie pojechaliśmy w kierunku Cuenca). Tego dnia jeszcze sms-ujemy z jednym hostem ze Ciudad Real. Zaprasza nas do siebie!
Noc znów z namiocie, w jakimś dziwnym miejscu...