Wyszliśmy na wylotówkę na autostradę, po niezbyt długim czasie zatrzymał/-a nam się Pan/-i, tzn. transwestyta z Brazylii :) Bardzo miło nam się z Nią/Nim jechało, ale krótko.
Dalej kilka kilometrów musieliśmy pójść pieszo, w samo południe, ok. 40 stopni C, szliśmy i szliśmy... Żadnego cienia... ufff...
W końcu jednak jakiś chłopak zabrał nas do miasteczka Viarregio. Stamtąd znów w pociąg do Arenzano (tuż za Genową). Wieczorkiem już na miejscu. Przechodząc uliczką, przyciągnął naszą uwagę jeden budynek... ale pomimo to zrobiliśmy rundkę wokoło i znów znaleźliśmy sie koło tego samego budynku :) Jakby coś nas przyciągało. Zapukaliśmy do drzwi i spytaliśmy się o pozwolenie na namiocik. I zostaliśmy na noc. Wypiliśmy kawę u Meteo i Alicji, wzięliśmy normalny prysznic w domu.