Geoblog.pl    yolkameru    Podróże    Autostopem po Turcji 2008    wędrowanie w górę (i czasem w dół)
Zwiń mapę
2008
06
wrz

wędrowanie w górę (i czasem w dół)

 
Turcja
Turcja, Yıldıztepe
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 4224 km
 
Pobudka ok 5.30 rano. Na dworze troche chlodno, ale slonko pieknie rozswietla gory wokol nas. Zwijamy namioty, zjadamy ekmek (inna odmiana chleba, taka zwykla bułka, nie umywa sie do pide) oraz kukurydze z puszki i idziemy pod gore.
Mamy 6 km do miejscowosci Yukari Kavrun skad mamy wyruszyc juz szlakami w wysokie gory. Jakies 3 km idziemy pieszo. Wokol nas przepiekna panorama gor, ktora coraz lepiej oswietlaja promienie sloneczne.
Po drodze spotykamy panią, ktora mieszka tu w gorach w miesiacach letnich, a w zimie jedzie do Izmir, gdzie ma dom. Na glowie ma piekna tradycyjna chuste, fajnie skarpetki welniane tez tradycyjne.
Idzie z nami przez pewien czas i rozmawia, glownie z Efe.
A pozniej mamy szczescie, bo zabiera nas busem znajomy Seyhana z Trabzon, prosto do Yukari Kavrun. Chwilka postoju na wypicie herbaty i zjedzenie ekmeka.
I dalej w droge.

Wedrujemy piekna dolina tuz przy rzece Kavrun. Podziwiamy to miejsce i ciesze sie bardzo, ze tu jestem. Jest tak cicho, pieknie i spokojnie.
Oprocz dwoch turystow z Hiszpani, pani ktora wypasa krowy i pozniej dwoch panow ze wsi, ktorzy pilnuja bykow, ktore wypasaja wysoko w gorach, nie spotykamy tu nikogo.
Nie ma szlakow oznaczonych tak jak u nas. Czasem sciezki sa zaznaczone poukladanymi kamieniami na duzym glazie, jeden na drugim.
Im wyzej jestesmy, tym bardziej dziko jest wokol. Juz nie ma drzew.
Raz na jakis czas wysoko nad naszymi glowami szybuja orly i jakies mniejsze ptaki, ktore sa ich potencjalnymi ofiarami.

Wspinajac sie coraz wyzej, w pewnym momencie Efe uswiadamia sobie, ze poszlismy za daleko, powinnismy wczesniej skrecic, jesli chcemy dojsc nad jeziora. Wiec przez rzeki, po kamieniach i roslinach o zdrewnialych lodygach przedzieramy sie na gore.
Po drodze musimy przejsc kolo kilku bykow, ponoc bardzo agresywnych, bo ludzie uzywaja ich do walk.
Maciej poszedl inna droga, i gdy w koncu go zauwazamy, jest juz wysoko na gorze, ku ktorej my zmierzamy.

Potem znow troche sie placzemy, wspinamy po stromej gorze. Nie ma nikogo, kto mógłby wskazac droge, wpatrujemy sie w mape militarna ktora dysponujemy, probujac odnalezc wlasciwą ścieżkę.
Szukamy jeziora.
Po poludniu nadciaga coraz wiecej chmur, az w koncu widoczonosc ogranicza sie do ok 10 metrow. I odnajdujemy przypadkiem jezioro.

Poniewaz dalsza wedrowka nie ma sensu przy tak slabej widocznosci, postanawiamy znalezc miejsce na namiot. Jeszcze tylko wode trzeba przyniesc z rzeki.
Efe chce pojsc do rzeki z Mackiem, ale On sie nie zgadza. Probuje razem z Mackiem wytlumaczyc mu, ze rozdzielanie sie w taka pogode jest glupota. Efe jest poddenerwowany, bo zgubil po drodze papierosy, jest zmeczony i nie chce juz nigdzie chodzic. W koncu wszyscy razem wspinamy sie ostatni dzis raz, potem schodzimy do rzeki po wode. I rozbijamy namioty. Robi sie coraz zimniej. Jestesmy wysoko, choc nie wiem dokladnie jak wysoko, przypuszczamy ze co najmniej 2800 m npm.

W namiocie u chlopakow gotujemy wode na herbate (zielona, ktora zrobila przelom w zyciu Efe :) bo pije ja teraz codziennie). Troche zartujemy sobie.
Potem my do swojego namiotu i spac.
Dzisiejsza noc jest naprawde zimna, ja spie we wszystkich ciuchach i w czapce na glowie.
Budze sie w nocy kilka razy i uswiadamiam sobie, ze gadam do Macieja po angielsku :)

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 10.5% świata (21 państw)
Zasoby: 262 wpisy262 20 komentarzy20 676 zdjęć676 0 plików multimedialnych0