Przedpołudnie mija nam na poszukiwaniach odpowiedniego skutera. Sprawdzamy w sumie w czterech miejscach. Ostatecznie wypożyczamy w Lao Adventure Travel skuter z silnikiem 125 cc (silniejszych nie ma, widać na tutejsze drogi nie ma takiej potrzeby), za 90 000 LAK / dzień. W innych miejscach były takie same ceny, ale tutaj przekonuje nas miła obsługa.
Zjadamy pyszny obiad, właściwie najlepszy od początku tej podróży, w hinduskiej restauracyjce JASMIN, przy 13th Rd. Polecamy:)
I kierujemy się a stronę płaskowyżu Boloven.
Pierwszy wodospad. Zwiedzamy też wioska etnologiczną tuż obok, w której nadal mieszkają mieszkańcy, chwilę dłużej zatrzymujemy się przy panu, który sprzedaje ręcznie wykonane instrumenty. Potem Maciej prezentuje mu grę na drumli. Miłe spotkanie.
Chcieliśmy nawet zatrzymać się w okolicznych bungalowach, pustych, otoczonych bujną zielenią. Jednak cena zwaliła nas z nóg. I wiemy już dlaczego nikt tu nie nocuje (250 000 LAK, jak w jakimś resorcie).
Na noc zatrzymujemy się więc w trochę dalej położonym Wacie (świątyni-klasztorze). Jest już ciemno, gdy tu dojeżdżamy. Na szczęście dwóch obecnych tu mnichów zgadza się. Maciej wstawia motor do pokoju jednego z nich (!) No, to nas upewnia w tym, że rzeczywiście kradzieże skuterów mają tu miejsce, jak nas ostrzegano w wypożyczalniach...