Czuję się ograniczona przez nogę i kule nie tylko z tego powodu, że nie mogę normalnie chodzić, ćwiczyć, pływać, tańczyć... Ale także nie mogę robić zdjęć tak jak do tej pory... Bo do tej pory większość zdjęć, które robiłam wymagała ode mnie sprawności ruchowej, podchodzenia, podbiegania, oddalania się, zniżania, wspinania, szybkiej reakcji. Teraz jest statycznie. A fakt, że mamy ze sobą tylko jedną ogniskową, nie ułatwia sprawy :)
Chociaż ostatnie dni mijają niespiesznie, chill'owo, i niby mało się dzieje, bo nie jesteśmy "w drodze", obok ludzi, przechodniów, zdarzeń, to i tak zawsze można coś "ustrzelić". Na pewno mniej, ale można. Wczoraj Maciej uczył chłopców grać na drumli, i te kilka minut obok nich dało mi okazję do fotografowania. Piękne światłocienie i nasycone kolory całej sceny wzmocniły obrazy.
Dziś rano odleciałam fotograficznie na kilka minut w łazience... Odbicia w lustrze, moje ciało, na drugim planie Maciej leżący na łóżku pod moskitierą, cudne, poranne, boczne światło wpadające przez bambusową ścianę... Na fb raczej tych zdjęć nie będzie:)
Potem przeszło pół godziny leżeliśmy, czytałam na głos książkę "Koniec..." Terzaniego, dzięki której przenosimy się do Azji sprzed około 40 - 50 lat, niewyobrażalnych zdarzeń historycznych, Wietnam, Kambodża, Laos, Tajlandia... W Kambodży było najbardziej przerażająco, wstrząsająco... A jednak życie toczy się dalej. Oby tylko nigdy takie historie się nie powtórzyły. Dobrze jednak mieć świadomość, wiedzę co się stało, co się dzieje wokół nas... I mądrość, aby wyciągać wnioski, także te dalekoidące, kim jesteśmy, co jest istotne, aby nie zatracić się w szaleństwie, kłamstwie, którym jesteśmy tak często bombardowani z mediów, aby zachować moralność, człowieczeństwo.