Kolejny dzień mija w cieple, spokoju, przy śpiewie ptaków, szumie morza. Czytam, patrzę, myślę, uczę się, przystaję, milknę...
Maciej idzie na spacer, po zakupy. Wraca z ananasem, arbuzem, płatkami owsianymi, mlekiem sojowym. Mówi, że w barze (oddalonym od nas jakieś 400m) dziś po 18 wyżerka vege, jesz ile chcesz za 100 Bhat :) Ja i tak na pewno nie pójdę.
Popołudnie i wieczór na plaży. Maciej kąpie się w morzu. Mi pozostaje tylko leżeć. I patrzeć, i słuchać, i czytać...