Rano Maciej znowu idzie na masaż. 1,5 h! Ja w tym czasie medytuję piętro wyżej.
Potem wizyta Macieja u fryzjera. Jest dobrze, choć mogło być lepiej, a właściwie nie zastosował się wcale do próśb i zaprezentowanych zdjęć...
Dalszy dzień to stop za stopem, kilometr za kilometrem. W stronę parku narodowego Khao Yai. Na ostatniego naszego dziś stopa zabiera nas kobieta - kierowca ciężarówki, Jariya. https://m.youtube.com/watch?feature=youtu.be&v=w8_RxqqZx0c
Dojeżdżamy z Nią do Ban Na. I idziemy na poszukiwanie noclegu. Gdzie? Do klasztoru buddyjskuego :) W pierwszym, do którego wchodzimy, dostajemy 'domek', taki mały budyneczek obok klasztoru. Mnisi szykują się do jakiegoś święta. Ustawiają różne dekoracje w świątyniach i na zewnątrz. Szkoda tylko, że prawie nikt nie mówi tu po angielsku.