Tak jak w tytule. Rano wyjeżdżamy czym prędzej z tej wyspy.
W nocy znów padało. Nad ranem obudził mnie ostry smród dochodzący z kuchni.
Szybki prysznic. Pakowanie. I wychodzimy na drogę.
Zamierzaliśmy pojechać do portu (jakieś 40 km) tutejszą taksówką. Ale czekając na drodze wyciągam rękę i zatrzymuję prawie natychmiast samochód. W towarzystwie pary z Bangkoku jedziemy prosto do portu. Wygodnym samochodem. Komunikujemy się głównie przez translator, angielsko-tajski :)
Z ulgą odpływamy stąd! KO CHANG TO DLA MNIE JEDNO WIELKIE NIEPOROZUMIENIE. Najgorsze miejsce w tej podróży.
Do Trat taksówką. Dalej autostopem. Po 16:00 jesteśmy w Chanthaburi, mieście durianów. Akurat jest sezon. Całe pick-up'y wyładowane durianami!! A my jeszcze nie próbowaliśmy (tzn. kiedyś raz, w Polsce, gdy znajomi przywieźli, ale był importowany, kilka dni w lodówce trzymany). Postanawiamy, że tutaj musimy spróbować.
Nasz ostatni kierowca zabiera nas kilkanaście kilometrów poza Chanthaburi, do miateczka Makham i... proponuje nam nocleg w... lokalnym, małym kościele katolickim! Właściwie 'kościół' to za dużo powiedziane, po prostu budynek, do którego raczej rzadko ktoś zagląda (wnioskując po stanie jego utrzymania). Dostajemy klucze i zostajemy tu dziś na noc. Akurat dziś drugi dzień Wielkanocy. Śmiejemy się, że Jezus odnalazł nas w Tajlandii :)
Przed wieczorem spacerujemy po miasteczku. Miło tu bardzo. Żadnych turystów. Wszyscy się uśmiechają, tak szczerze, widać. Na bazarze kupujemy warzywka i duriana! Tak właściwie to kawałek duriana dostajemy w prezencie:) Pierwszy kęs... Hmmm... Ciekawy smak, nieco orzechowy, ale nie do porównania z niczym innym. Zapach bardzo intensywny, ale nam się nawet podoba. Tajowie bardzo lubią ten owoc. W niektórych krajach zabronione jest jego przewożenie.
Los zaprowadził nas jeszcze do masażystki:) Miłej, ciepłej kobiety, 67 lat. To nasz pierwszy tutaj masaż tajski. Cena 100 Bhat (!) za godzinę. Nogi, plecy, szyja, głowa. Super doświadczenie!! Poznajemy wnuczkę tej pani, i z Nią trochę rozmawiamy, bo zna nieco angielski. Okazuje się, że ta Pani też praktykuje medytację Vipassana w tradycji Sayagji U Na Khin'a. :)