DziÅ› odpoczynek w naszym przyjemnym pokoju.
Tylko popołudniu wychodzimy w poszukiwaniu supermarketu, aby kupić jedzenie w normalnych cenach, bo w centrum, jak i pobliskim markecie ceny wielu produktów są większe niż w Polsce!
Pobłądziliśmy trochę, poszliśmy za daleko, chłopczyk próbował sprzedać nam małą buteleczkę wody za $2 (!) – oczywiście zbyliśmy to śmiechem. Na bazarze chcąc kupić mandarynki odeszliśmy z niczym, bo sprzedawczyni powiedziała nam cenę $2,5 za kg (!) gdy sekundy wcześniej obserwowaliśmy ile płacili miejscowi (jakieś 3500 riali, czyli niespełna $1). Zniesmaczeni takimi przegięciami, rozczarowani obojętnością, i próbami wyduszenia z nas dolarów, poszliśmy dalej. Maciej powiedział, że ma wrażenie, że nie patrzą na niego jak na człowieka, tylko jak na chodzące dolary.
W końcu odnaleźliśmy miejsce, które było odznaczone na mapie jako supermarket, a które w rzeczywistości okazało się być sporym bazarem pod zadaszeniem. Nie poddałam się przy zakupach. I po normalnych cenach kupiliśmy ananasy, pomidory, ogórki i arbuza. Wieczorem wypożyczamy rowery na jutro, tym razem od innego chłopaka i taniej (po $1 za rower miejski / dzień). Bez żadnych formalności jak poprzednio. Żadnego depozytu, zostawiania paszportu, wypełniania druczków i zobowiązywania się do kary $70 w przypadku jego utraty. Po prostu dajemy $2 i zabieramy wybrane przez siebie rowery.