Jest wcześnie rano. Jola jeszcze śpi. Idę do parku, gdzie każdego dnia zbiera się tłum wspólnie ćwiczących ludzi. Wspaniały widok, wspaniały czas. Jest tu joga, bieganie, siłownia, sztuki walki, gra w piłkę i coś jeszcze - uśmiechnięte twarze:) Chodzę na jogę w Polsce i bardzo sobie cenię zajęcia, ale prawie zawsze jest tam poważnie, smutnawo:) Dziś dołączam się do grupy ze szkoły Joga Yangon. Na koniec wspólne zdjęcie:)
- Maciej
Przed 12:00 opuszczamy Mahabandoolę i idziemy na dworzec kolejowy. Znowu zastanawia nas, że żadnego białego przed te 2 czy 3 km! A w hostelu ich pełno. Dochodzimy do wniosku, że pewnie wsiadają od razu do taksówek. Dlatego spotykamy ich tu tylko w hostelach i miejscach turystycznych.
Na dworcu nie tak od razu kupujemy bilety. Mam małe zamieszanie i nerwy w związku z bankomatem. Podeszłam do jednego, wstukałam PIN, kwotę, zaakceptowałam pobieraną przez bank należność i…. karta wyszła, a pieniądze nie… Powtórzyłam akcję, to samo… Podeszłam do drugiego bankomatu i bezproblemowo wyjęłam pieniądze. Jednak ta sytuacja trochę wyprowadziła mnie z równowagi. Dzisiaj piątek, jutro albo pojutrze możemy być już na granicy. Najpewniej dopiero w poniedziałek mogłabym sprawdzić, czy bank pobrał nam kasę, czy nie… Więc staram się znaleźć ten bank i szybko wyjaśnić sytuację. Niesamowite jest tu to, że większość ludzi nie mówi po angielsku, część trochę coś łapie, a mimo to próbują pomóc, albo się uśmiechają, albo potwierdzają że rozumieją, a koniec końców nic… Dość często się z tym spotykamy. Każdy wie, co znaczy „how much?”, i potrafi odpowiedzieć, i każdy potrafi spytać „where do you go?” ale odpowiedzi nie zawsze pojmują.
Na szczęście znajdujemy CB Bank niedaleko dworca. Tam już możemy porozumieć się z obsługą. Więc siadamy spokojnie w klimatyzowanym wnętrzu, zostajemy poczęstowani kawą, i wyjaśniam w czym problem. Chwilę nas ta akcja tu zatrzymuje. Ale na całe szczęście wszystko jest w porządku, bank nie pobrał nam kasy z konta, bankomat odrzucił transakcję, bo podobno jest za wolny przekaz danych i tak się zdarza. Ufff….
Powrót na dworzec. Jest po 14:00, pociąg do Bago o 15:00. Najpierw stajemy do kas dla ‘ordinary class”. Biletów brak. Następny pociąg dopiero o 17:30. Idziemy do kas dla ‘upper class’. Zostało jedno miejsce na 15:00! A na 17:30 żadnego… Wracamy więc do ’ordinary’ i bierzemy dwa bilety na 17:30. Wypisywanie biletów chwilę trwa, bo muszą spisać nasze dane z paszportów.
Mamy jeszcze sporo czasu. Na dworcu głośno i miejsce nie sprzyja spokojnemu czekaniu. Więc idziemy jakieś 1,5 km na północ do parku. Tam padam na trawę i leżę. Jestem bardzo zmęczona. Jest upalnie. Ale na szczęście znacznie przyjemniej i ciszej niż na dworcu. Po pół godzinie wracam. Idę poszukać czegoś do zjedzenia. Kawałek za dworcem kupuję od lokalnych sprzedawców arbuza i smażone placki z kukurydzą i fasolą.