To była chyba najspokojniejsza i najcichsza noc w Birmie!!
W świetle poranka z przerażeniem dostrzegamy stopień dewastacji tutejszej przyrody… Wypalone trawy, spalone palmy, powycinane drzewa… Maciej wczoraj postanowił, że nie będzie robił samych ładnych zdjęć z Mjanmy, że chce pokazać prawdziwą Mjanmę, jaką zastaliśmy…
Niedługo po wyjściu na drogę zatrzymuje się nam żołnierz, z którym jedziemy aż do Meiktili.
Wchodzimy do jakiejś świątyni w centrum, w poszukiwaniu wody do umycia się. Mali mnisi przyglądają się nam z zaciekawieniem. Po chwili jakiś chłopak, mówiący po angielsku, prowadzi nas do drugiego klasztoru, tuż obok. Bierzemy ‘prysznic’ w stylu dawno-birmańskim, czyli nabieramy wodę miseczkami z dużych betonowych zbiorników i chlust!! Co za przyjemność!! Co za błogie chwile!! Tym razem łazienka jest ‘outdoor’. Ja myję się zawinięta w sarong.
A później kolejne miłe spotkanie z ludźmi – dwoma studentami i mnichem ‘couchsurferem’, który gościł już Polaków. Pokazuje nam kartki, zdjęcia i… polską flagę.
Jedzonko, rozmowy, zdjęcia, medytacja.
Chociaż jest jeszcze wcześnie – czujemy, że dobrze byłoby trochę odpocząć i pytamy czy możemy zostać na noc. Jednak tym razem spotykamy się z odmową, mnich tłumaczy, że tej nocy wyjeżdża i zaprasza innym razem…
Więc znowu idziemy kilka km w kurzu i upale…
Zatrzymuje nam się tutejsza, wieloosobowa, taksówka-pickup. Nasz ‘list autostopowicza’ musi być napisany w jakiś cudowny sposób, bo znów działa! Wyjeżdżamy ok. 30 km dalej do małej wioski.
Idziemy dalej. Wokół wysokie palmy. Szukamy miejsca na namiot. Przejeżdżający w oddali mężczyźni dostrzegają nas i po chwili kolejne spotkanie. Pytamy o pagodę. Prowadzą nas w jej stronę, kawałek za niewielkim wzgórzem. Gdy mówimy, że praktykujemy Vipassanę, relacje zmieniają się na jeszcze bardziej przyjacielskie.
Rozbijamy namiot w niewielkiej świątyni, na terenie klasztoru, gdzie nie ma żadnego mnicha. Już się pożegnaliśmy z panami. Już usiadłam do medytacji. Nastała noc. A jeszcze raz przyjechali panowie ze swoją rodziną! Przywieźli nam różne przekąski, słodycze, napoje z liczi! I jak tu nie kochać tych ludzi?