Pad Thai w wersji vegańskiej z tofu na śniadanko. A później medytacja w pobliskiej świątyni.
Medytuję od tylu lat, a po raz pierwszy, tu właśnie w Wat Chana Songkhram Rachawora Mahawiharn siadam w buddyjskiej świątyni... Pewnie dlatego czuję się tutaj dobrze i swojsko od początku. Może też dlatego, że ludzie wydają się serdeczni, i naprawdę się uśmiechają. Czytałam, że Bangkok taki głośny, chaotyczny. W naszym odczuciu nie jest wcale tak źle. Gdy tylko przypomnimy sobie Stambuł, albo Marrakesz, albo choćby Palermo... To tutaj jest spokój:)
Kolejna część dnia mija nam na spacerze do dzielnicy Dusit. Nawet zoo odwiedzamy. Chociaż od dziecka unikałam tych miejsc... Uwielbiam zwierzęta. Najbardziej te dziko żyjące, szczęśliwe, wolne... Tutaj tego nie ma. Łzy lecą mi z oczu na widok tych pięknych istot, które już nigdy nie zaznają wolności. Zoo jest ogólnie mówiąc średnie, duży minus za małe klatki, gdy wokół jest dużo miejsca dla ludzi... Wracając wstępujemy do Marmurowej Świątyni. W ciszy spędzamy kojąco czas.
Wieczór natomiast mija nam na głośnej Khaosan i równoległej Rambuttri Alley. Miłe spotkanie z polakami, którzy już jutro wyjeżdżają. Pyszne smoothie z kokosa i dragon fruit. Jest miło:)