Tuz przed 7.00 rano przekraczamy granice Polski na przejsciu w Barwinku.
Polska wita nas deszczem i zimnem, typowo jesienna pogoda. Trudno mi sie jeszcze przestwic na te inna pore roku. Czuje, ze ta podroz skonczyla sie nagle i niespodziewanie, troche za szybko.
Stoimy 30 km za Barwinkiem z pol godziny. W koncu zabiera nas pewien szalony rzezbiarz i podwozi jakies 20 km dalej.
I tam, na gorce, na przystanku autobusowym, utykamy na dlugo... Zbyt dlugo. Zmarzlismy okrutnie. Czuje sie zle, tak mi zimno.
W koncu biore plecak i ide kilkaset kilometrow dalej. Ogrzewam sie troche na stacji paliw i zamieniam 10 Euro na zlotowki. Maciej w tym czasie stoi na deszczu...
Kilka minut pozniej podjezdza bus do Rzeszowa. I za 10 zl od osoby jedziemy nim.
W Rzeszowie tez pada i nic nie zapowiada poprawy. O 11.50 wsiadamy do autobusu, ktory jedzie przez Ożarow, dokad zmierzamy. Tam czeka juz na nas moja Mama i nasza Lucy :)
O 15.00 jesteśmy na w domu!
:)