Maciej namawia mnie, abysmy szli pieszo. I na szczescie po kilkunastu minutach zabiera nas mlody chlopak. Znow ciezarowka, ale jedzie dobrze. Nie rozmawiamy prawie wogole, ale jestem mu bardzo wdzieczna, ze zabral nas stamtad.
Przewiozl nas przez najgorszy odcinek - przez gory, serpentyny drog, deszcz i mgle.
Potem mily nauczyciel, z ktorym troche po rosyjsku rozmawiamy, podwozi nas dalej.
I w koncu, gdy dochodzi 18.00 zabiera nas Okkes, turek. Z radoscia witamy go krzyczac "Mehraba!" Jedziemy prosto do Bukaresztu!
Po drodze 3-krotnie mijamy sie z Ania i Wojtkiem. Raz w barze, raz na granicy i raz na krotko, na parkingu, juz w Rumunii, w nocy.
Tam tez bierzemy przysznic, za ktory przyszlo nam zaplacic 4 Euro. Nasz blad, ze nie zapytalismy wczesniej o cene.
Noc spedzamy juz w Bukareszcie, na parkingu przy jakiejs firmie spedycyjnej, znow na gornym lozku w aucie.