Życie jest pełne niespodzianek. Odczuwam to wyraźnie podróżując stopem.
Gdy idziemy sobie przy drodze, w pewnym momencie zauważamy, że jakieś kilkanascie kilometrow przed nami zatrzymal sie na poboczu samochod. No i... okazuje sie ze zatrzmał sie dla nas! choc wcale go nie zatrzymywalismy. Jedziemy wiec z Peterem az do miejscowosci Deva, oddalonej o jakies 200 km. Fajnie nam sie rozmawia, Peter tez troche podrozowal stopem, po Europie niewiele, ale Rumunie objechal cala. Szybko mijaja te niespelna 4 godziny. Choc Peter jechal dosc szybko, zajmuje to tyle czasu, ze wzgledu na stan tutejszych drog, a także nieoswietlone (ponoc wyjatkowo) wsie. Spory odcinek prowadzi przez stara, zabytkowa i nieremontowana od lat (lub nigdy) droge przez gory. Zapewne jest tez bardzo malownicza, ale przez panujacew wokol ciemności nie mozemy tego zobaczyc. Po polnocy docieramy na miejsce. Noc spedzamy w namiocie, rozbitym na jakims skrawku ziemi pomiedzy drogami, zarosnietym haszczami.