Po południu docieramy nad kolejny wodospad Tad Faek, gdzie laotańskie rodziny spędzają niedzielę, jedząc ryby i bawiąc się w rzece. Dzieci i młodzież szaleją w wodzie, niektórzy spływają na oponach. My też korzystamy z kąpieli. Po bardzo mile spędzonym czasie, gdy zamierzamy już stąd wyjechać, bo zbliża się powoli wieczór, nasz wzrok pada na trzy niewielkich rozmiarów klatki nieopodal tutejszej restauracji... Podchodzimy bliżej... W pierwszej uwięziony jeżozwierz, w drugiej królik, w trzeciej dwa małe makaki... Żal, współczucie, złość, smutek wzbierają w nas, rozdzierają serca i cisną łzy do oczu... Dlaczego ludzie są tak głupi i okrutni????? Spędzamy dłuższy czas obok, dajemy zwierzętom wody, są spragnione, żadne z nich nie ma naczynia z wodą!!! Karmimy je znalezionymi trawkami i liśćmi. Dziewczyna z restauracji podchodzi do nas, jest trochę zakłopotana naszą obecnością, naszym zachowaniem, po chwili przynosi jakieś roślinki, fasolki dla zwierząt, jakby na usprawiedliwienie sytuacji. Jesteśmy wstrząśnięci i wkurzeni jednocześnie. Szukamy sposobu na uwolnienie zwierząt...
Już po zmierzchu dojeżdżamy do pobliskiego P&S GARDEN, pięknie położonego miejsca, gdzie decydujemy się zostać na noc. Do wynajęcia są namioty, udaje nam się zbić znacznie cenę ponieważ mamy swój namiot. Rozbijamy się na wskazanej drewnianej platformie, nad rzeką. Obok są czyste łazienki. W restauracji zamawiamy ryż i sałatkę z papaji.
Po kolacji wsiadamy na skuter i jedziemy przez las z misją uwolnienia zwierząt z klatek... Niestety, w restauracji świeci się światło, ktoś jest w środku... W takiej sytuacji musimy odpuścić...
Siedzimy jeszcze w nocy w hamakach. Czytam "Wróżbitę" T. Terzaniego. Ciszę wokół zakłóca tylko szum wody i odgłosy gekona toke.