Po porannym pożegnaniu się z mnichem i nowicjuszami skierowaliśmy się w stronę guesthouse'u, który wczoraj obczailiśmy i który jakoś nas urzekł. Na schodach niespodziewanie miłe i zaskakujące spotkanie z fotografem z Bankgkoku. Od razu zwróciłam uwagę na jego aparaty Leica, więc zaczęliśmy rozmawiać. Okazał się bardzo otwartym i sympatycznym człowiekiem i po kilku minutach zaprosił nas na wycieczkę z nim, i na jego koszt, do Sala Keo, czyli tzw. parku Buddy, gdzie zresztą mieliśmy zamiar dziś się udać. I tak, 20 minut później jechaliśmy razem tuk-tukiem.
Wick, zwany też Movado, pożyczył mi też obiektyw z przejściówką do naszego Fujifilm X-T1.
Spędziliśmy razem dobrych kilka godzin, fotografując, rozmawiając, jedząc sałatkę z papai i sticky rice, zwiedzając świątynie, m.in. vipassany leśnej. To było niezwykle miłe popołudnie!
Przed wieczorem, niedługo po tym jak dotarliśmy do naszego guesthouse'u, zerwał się silny wiatr, potem deszcz. Pierwszy monsun w naszym życiu! Przez blisko godzinę żywioł szalał po mieście, zrzucał dachówki, blachy, łamał gałęzie drzew. Przez parę godzin nie było prądu.
Gdy tylko monsun ustał Maciej wyszedł na miasto robić zdjęcia. Wrócił z klatkami naświetlonymi pięknymi obrazami z sylwetkami drzew i budynków na tle purpurowego nieba.
Późnym wieczorem na tarasie rozmawialiśmy jeszcze m.in. z parą podróżników z Włoch, którzy od ośmiu miesięcy jadą rowerami z Włoch do Singapuru.
http://www.forapieceofcake.com/en/