To był bardzo miły dzień! Rowerami jeździliśmy po Vientiane - najmniejszej stolicy w jakiej byliśmy. Jadąc szerokimi alejami śpiewałam "I znowu pięknie jest!" i "Kocham cię Życie!" :) Komunistyczne flagi nad naszymi głowami, rozmowy z młodymi buddyjskimi nowicjuszami, piękne świątynie, niesamowicie smaczna tradycyjna laotańska kawa, a wieczorem orzeźwiające mango smoothie.
Bardzo spodobało nam się w Wat Sisaket, najstarszej buddyjskiej świątyni w mieście, z XIX w.
Świątynia (w której nie można robić zdjęć) stoi w centru sporej wielkości dziedzińca, otoczona jest budynkami-galeriami, w której znajduje się blisko 7 tysięcy różnych posągów Buddy. W głównej świątyni, pełnej przepięknych malowideł, panuje wyjątkowa atmosfera, czuje się ducha tego miejsca, przeszłość wnika w teraźniejszość.