Geoblog.pl    yolkameru    Podróże    TAJLANDIA niespiesznie. LAOS poza czasem. 2017    Henri Mouhout, rozmowy o Dhammie, wodospad Kuang Si, nocleg w szałasie
Zwiń mapę
2017
25
mar

Henri Mouhout, rozmowy o Dhammie, wodospad Kuang Si, nocleg w szałasie

 
Laos
Laos, Luang Phrabang
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11928 km
 
Wyruszamy ponownie na poszukiwanie grobowca Henri'ego Mouhout'a. Jak się okazuje niewiele osób wie, gdzie on się znajduje. Pytamy spotkanych miejscowych, a raczej pokazujemy im kartkę z pytaniem po laotańsku. Jeden pan na migi i trochę po francusku objaśnia nam gdzie mamy skręcić. I w końcu jest... niewielki znak, napis na desce, w języku francuskim (Tombe D'Henri Mouhout 220 m), słabo widoczny, reklamy obok znacznie bardziej się wyróżniają. Zjeżdżamy motorkiem na dół, a potem pieszo wędrujemy kilkaset metrów, najpierw przez małą kładkę, potem przez dżunglę. Czujemy się trochę jak odkrywcy:) Bardzo chciałam odwiedzić to miejsce, oddać cześć temu niestrudzonemu wędrowcy, ryzykanckiemu naukowcowi, francuskiemu przyrodnikowi, który zwiedzał Indochiny zaraz po tym, jak stały się kolonią. Jego najważniejsze odkrycie to świątynia-miasto Angkor Wat, w obecnej Kambodży, którą mieliśmy przyjemność zwiedzać rok temu. Mouhout spędził jakiś czas wśród ruin, a potem ruszył dalej na północ. Jednak podczas marszu brzegiem rzeki Nam Khan (nad którą spędziliśmy ostatnie dwie noce), zachorował na febrę. Zmarł 10 listopada 1861 roku, w wieku 35 lat, koło Luangprabang. Właśnie w tym miejscu, gdzie znajduje się jego grobowiec, który został przypadkowo ponownie odkryty w 1990 r. Ponad 25 lat temu odwiedził to miejsce Tiziano Terzani. Był też tu Jacek Pałkiewicz, polski podróżnik, znawca i ambasador Angkor Wat.

Zostajemy tu jakiś czas, kontemplujemy spokój tego miejsca, i swoistą magię, zatrzymanie w czasie. Wokoło latają cudne motyle, jeden z największych, czarno-granatowy, przysiada na dłuższą chwilę na liściu. Inny, też duży, siada na mojej bluzce. Piękno w czystej postaci. Zachwyt nad życiem i przyrodą przepaja moje serce. Maciej sadzi ziarno drzewa obok grobowca. Gdy mamy już odchodzić znajduję na schodach innego motyla, który zmarł przed chwilą... Zaduma nad ulotnością życia...

Wracamy brzegiem rzeki Nam Khan.

Pół godziny później jesteśmy już w Luangprabang. Dziś niczego nie zwiedzamy, tylko odpoczywamy w jednym z klasztorów, ładujemy baterie, zrzucamy zdjęcia. Przysiada się do mnie jeden nowicjusz z prośbą o konwersację po angielsku. Dopiero zaczyna się uczyć, zadaje mi pytania, notuje odpowiedzi, ja go poprawiam trochę, uczę wymowy. Potem dołącza jeszcze kilku następnych. I tak chwilę rozmawiamy, najpierw o jakiś błahych sprawach, na koniec mówię im o Dhammie, Sila, praktyce. Są zaskoczeni bardzo, ale i zadowoleni.

Około 15:00 zbieramy się w końcu. Jedziemy nad wodospady Kuang Si. Ponad godzinka jazdy i znajdujemy się w magicznym miejscu! Kąpiemy się w czystej, lazurowej wodzie, Maciej wbiega (dosłownie) na szczyt najwyższego wodospadu. Wychodzimy jako ostatni, już po czasie zamknięcia, więc trochę przyśpieszamy tempa bo nie wiemy czy nie zamkną nam bram. Nie mielibyśmy nic przeciwko, aby zostać tu na noc :) Tylko bagaże zostawiliśmy na motorze.

Jednogłośnie stwierdzamy, że to najpiękniejszy wodospad jaki widzieliśmy i jedno z najbardziej urokliwych miejsc w jakich byliśmy. Decydujemy, że jutro rano przyjedziemy tu jeszcze raz :)

Wyjeżdżamy kilka kilometrów dalej, znajdujemy doskonałe miejsce na nocleg - szałas, z dala od drogi, z widokiem na pola ryżowe i bawoły zażywające wieczornej kąpieli w sadzawce :)

Informacje praktyczne: bilet wejścia do wodospadów Kuang Si: 20000 Kip (ok. 10 zł)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 10.5% świata (21 państw)
Zasoby: 262 wpisy262 20 komentarzy20 676 zdjęć676 0 plików multimedialnych0