No to przenieśliśmy się na wyspę Koh Chang (prowincja Ranong, niedaleko Birmy, nie mylić z tym drugim Chang na wschodnim wybrzeżu). Wczoraj po południu dosłownie padliśmy... Na długie kilkanaście godzin! Maciej był u kresu sił i bez przerwy przespał jakieś 16 h! Ja przebudziłam się po 18, aby doładować sprzęt (prąd w bungalowach tylko między 18 - 22), potem wciągnęłam się w książkę ("Koniec jest moim początkiem", Tiziano Terzani) i usnęłam ponownie po północy. Odgłosy dżungli, śpiewy ptaków i owadów, szum morza - przyjemnie usypiały :) Zostaniemy tu przez kilka dni.