Geoblog.pl    yolkameru    Podróże    WĘDROWCY DHAMMY, czyli autostopem przez Tajlandię, Birmę, Kambodżę, 2016    bazar, świątynie i latawce
Zwiń mapę
2016
03
kwi

bazar, świątynie i latawce

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14272 km
 
Ostatni dzień w BKK. Ostatni dzień naszej podróży. Jutra nie liczę, bo rano wylatujemy.
Jak spędziliśmy ten dzień? Dość różnorodnie, nieturystycznie, tak jak lubimy, czyli trochę fotografowania, trochę medytacji, trochę zabawy :)

Zaczynamy od popłynięcia łodzią (nieturystyczną, czyli tańszą) na market kwiatowo-warzywno-owocowy, Pak Khlong Talat. Tam głównie fotografujemy. Później przechodzimy pieszo w okolice słynnego Wat Prakaeo (Wat Phra Kaew), które tym razem świadomie sobie odpuszczamy. Udajemy się nieśpiesznie w kierunku przystani, z zaciekawieniem przyglądamy się całej uliczce sprzedawców talizmanów, które są w Tajlandii bardzo popularne. Różne wisiorki z obrazkami lub malutkimi posążkami Buddy, świętych mnichów, Króla i Królowej, ale także Jezusa... W końcu to też Święty, i może się wstawić za grzesznikami..

Przepływamy łodzią na drugi brzeg rzeki Chao Phraya (za 3 Bhat / os.) do niewielkiej świątyni Rakhang Khositaram (wstęp wolny). Tutaj turystów już niewielu, za to tłumy modlących się Tajów. Rozmawiamy dłużej z jednym panem, który opowiada m.in. o tym jakich cudów doświadczają tu wierni, jak on sam wyzdrowiał, gdy skierował swoje modlitwy i ofiary do jednego ze świętych mnichów. Ofiar mnóstwo... Kwiaty, kadzidła, olejki, pieniądze.

Kolejne miejsce, które chcieliśmy jeszcze dziś odwiedzić to kompleks klasztorny Wat Mahathat, gdzie naucza się i praktykuje medytację Vipassana. Tutaj już nie ma takiego jarmarku jak w innych świątyniach. Przeciwnie, jest spokojnie, cicho, kontemplacyjne. Gdy dochodzimy do głównej świątyni akurat trwa medytacja prowadzona przez mnicha dla świeckich osób. Siadamy tu.
Po godzinie wymieniamy się krótko jednym doświadczeniem, okazuje się, że obydwoje mieliśmy podobne doznanie..

Późnym popołudniem czeka nas jeszcze nieplanowana atrakcja. Przechodząc koło tzw. królewskich pól Sanam Luang trafiamy akurat na zabawy i zawody z latawcami. Mnóstwo ludzi i dochodzi coraz więcej. Głównie sami Tajowie, dorośli i dzieci, biegają z przeróżnymi latawcami! Duże, małe, kolorowe, z ogonami i bez. Po chwili też idziemy kupić latawiec:) Taki najwyżej latający - kobra z długim różowym ogonem z bibuły! Zabawa jest przednia!!! Po prostu czad!!

Po tak miłym wieczorze wracając powoli, uśmiechnięci, szczęśliwi, zatrzymujemy się jeszcze niedaleko teatru, bo jest akurat jakiś występ tajskich tancerzy, w plenerze.

To był piękny dzień. Szkoda, że już ostatni... Przyznam szczerze, że zostałabym tu, w Azji jeszcze minimum 1 miesiąc...

To była piękna podróż.




.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (2)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 10.5% świata (21 państw)
Zasoby: 262 wpisy262 20 komentarzy20 676 zdjęć676 0 plików multimedialnych0