Rano pakujemy sie i ok 11.30 wychodzimy z domu.
Jedziemy w cztery osoby: my, Efe i Ugur (20-letni brat kolegi Efe). I w czwórkę stopem :)
Pierwszą ciężarówkę zatrzymujemy tak szybko, że nawet nie zdazylismy stanac dobrze, a chlopaki nawet sie jeszcze nie zorientowali, ze to juz dla nas :) Pakujemy sie do kabiny w cztery osoby plus plecaki!
Jedziemy ponad 70 km do Rize, a tam idziemy spory kawalek przez miasto, bo nie ma gdzie stanac na glownej drodze. W koncu zatrzymuja sie jacys chlopacy, ktorzy kilka kilometrow podwożą nas do dobrego miejsca na stopowanie. Maciej znajduje tu globus i wyglupiamy sie trochę.
Po chwili zatrzymuję Peugeot Partner’a. Tylne szyby sa przyciemniane i gdy podbiegam, aby spytac dokad, widze z przodu tylko dwoch chlopakow. Jada w naszym kierunku jakies 40 km i zgadzaja sie nas zabrac. Super. Gdy chlopaki przybiegaja z plecakami, i otwieramy tylne drzwi zauwazam dopiero teraz, ze z tylu siedzi jeszcze dwoch chlopakow...
Mowimy, ze chyba nie bardzo sie zmiescimy, ale oni na to, ze nie ma sprawy, zmiescimy sie... Na przednim siedzeniu obok kierowcy siada dwoch z nich, i ten czwarty probuje usadowic sie na siedzeniu kierowcy!
Plecaki wrzucamy na tyl samochodu, ja Mackowi siadam na kolana i wolamy tego z przodu, ze sie zmiesci. Ostatecznie trzech siedzi z przodu, i z tylu jest nas piecioro! Niesamowici sa Turcy!
Potem zjezdzamy juz znad morza na poludnie, w gory Kaczkar.