Wspolne sniadanko z Mustafa. Pozniej odprowadza nas na droge, po ktorej nic nie jedzie. Wiec idziemy pieszo przed siebie. W koncu cos przeciez pojedzie. I tak sie dzieje po ok 15 minutach.
Jakies 20 km jedziemy przy jeziorze. Chcemy spedzic dzis tu dzien, odpoczac w ciszy, bez ludzi.
Idziemy przez mala wioske na polwysep. Opalamy sie (jak sie pozniej okaze to byl glupi pomysl), potem kapiemy w jeziorku.
W pewnym momencie przelatuje tuz obok nas duzy ptak! Poczatkowo myslelismy, ze to czpla, ale pare godzin pozniej Maciej odwiedza we wiosce rodzinke, ktora ma pelikana i chlopiec mowi, ze nad jeziorem zyja pelikany. Analizujemy wyglad ptaka, ktorego widzielismy i dochodzimy do wniosku, ze to musial byc pelikan.
Siedze na kamieniach i pisze, gdy Maciej odwiedza wioske w poszukiwaniu wody. Leze i pisze nadal, podczas gdy Maciej gotuje makaron - to wszystko, co mamy dzis na kolacje.
Niedaleko nas podszedl lis.
I przyszedl do nas pies. Lezy obok. Chyba zostanie tu na noc.