Nad ranem robi sie dość zimno (chyba z 10 stopni C), nakładamy bluzy i śpimy jeszcze troche. Przed 6.00 zwijamy namiot i idziemy w strone Ihlary, jakies 1,5 km.
Znów musimy przejść przez rzeke, woda jest dziś znacznie zimniejsza niż wczoraj.
Do miasteczka wchodzimy ok 7.00 rano.
Cudowne uczucie, gdy wokol nie mam turystow, a mieszkancy dopiero budza sie do zycia, powoli wychodza na ulice do swoich codziennych czynnosci.
Robimy zdjecia rozpadajacych sie domostw, kobiet w chustach, waskich uliczek, mężczyzn popijajacych herbate, chłopca - sprzedawcę kóz, ludzi na osiołkach...
Na ryneczku śniadanie - pide, suszone daktyle i sok brzoskwiniowy. Mycie włosow pod drzewkiem.
I zauwazamy, ze to my stajemy sie tu atrakcja dla mieszkancow, chyba nawet wieksza niz oni dla nas.
Po 8.00 przysiadamy kolo drogi, po ktorej prawie nic nie jedzie. Ale - jak to zawsze bywa - wczesniej czy później pojedzie :)